piątek, 26 października 2012

Rozdział 19 'Nic, tylko jeżeli się za to weźmiecie to u ciebie w pokoju bo ja mam pokój obok Zayn'a i nie chcę was słuchać.'

Sobota (rano)

- Alex wstawaj!- Harry potrząsał mną. Odwróciłam się na drugi bok i nakryłam głowę poduszką. Dzisiaj wracamy do Londynu. Tylko, że ja chyba tego nie chcę. Freddie wyjechał już wczoraj. I dobrze. Nie chciałam go oglądać. Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobił. Wiedząc ile przeżyłam. Ej, jeżeli nie chciał ze mną być wystarczyło powiedzieć. Nikt mną nie potrząsał ani nie krzyczał. Znów zapanowała błoga cisza. Uśmiechnęłam się do siebie i odkryłam głowę. Ułożyłam się wygodnie i powoli znów osuwałam się w błogą ciemność. Poczułam na swoim ciele coś zimnego i mokrego. Szybko wyskoczyłam z łóżka. Ujrzałam Harry'ego który stał z wiadrem i uśmiechał się chytrze. Nagle uśmieszek zniknął mu z twarzy i zaczął uciekać. Szybko pobiegłam za nim. Zbiegliśmy ze schodów. Loczek skierował się do kuchni. Wbiegłam tam za nim. Stał po drugiej stronie wyspy kuchennej. Gdy zimne krople zaczęły spływać mi po kręgosłupie zadrżałam. Liam który wszedł do kuchni to zauważył. 
- Harry jeżeli ona będzie chora to sam cię własnoręcznie zabiję.- Wymierzył w niego palec. Loczek wystawił mu język i przestał zwracać na mnie uwagę. Wykorzystałam to i rzuciłam się na niego. Zdążył mi kawałek uciec ale przed wejściem do salonu go powaliłam na ziemię. Usiadłam na niego okrakiem. 
- I co teraz mądralo?- Pochyliłam się na nim. 
- Louis Alex chce mnie bić!- Odsunęłam się kawałek. Jego krzyk spowodował jakiś huk na górze. Po chwili było słychać jak ktoś zbiega ze schodów. Uniosłam głowę i zobaczyłam ninja'e Lou. Wstałam z mojej ofiary przerażona. Weszłam do kuchni i szybko przytuliłam się do kuzyna, ten objął mnie zdziwiony i chyba zmartwiony.
- Alex co się stało?- Jego głos był tłumiony przez mój busz na głowie. Co się dziwić dopiero wstałam.
- Bo oni chcą mnie bić.- Powiedziałam głosikiem pięcioletniego dziecka i zrobiłam smutną minkę. Do kuchni weszła nasza para zakochanych która pogodziła się po wczorajszej kłótni. Krzyknęłam i szybko zasłoniłam się Li. Kierowałam się z nim do wyjścia z kuchni. Szybko wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Czas się ubrać. Zabrałam wczoraj przyszykowane rzeczy i udałam się do łazienki. Wykonałam tam poranną toaletę i szybko się ubrałam. Rozczesałam głosy, ułożyłam grzywkę na bok, pomalowałam oczy, poużalałam się nad swoim okropnym wyglądem i gotowa wyszłam z łazienki zabierając po drodze kosmetyczkę. Zapakowałam ją i moją piżamę do walizki. Spojrzałam na zegarek. Jest 10, a o 12 musimy być na lotnisku. Czyli mam jeszcze dwie godziny dla siebie. Zabrałam swój telefon z szafki nocnej i w podskokach zeszłam na dół.
- Wychodzę!- Nie czekając na ich odpowiedź zatrzasnęłam za sobą drzwi i udałam się w dobrze mi znane miejsce. Znów czułam się tak samo jak w dzień mego wyjazdu do Londynu. Tak jakbym miała opuścić Kraków i nigdy więcej tu nie wrócić. Głupie uczucie ale tak jest. Kupiłam te same kwiaty co zawsze i weszłam na te smutne lecz kojące miejsce. Czasem przeraża mnie to, że na cmentarzu czuję się szczęśliwa. Czuję się jak u siebie, a przecież tak nie powinno być. Przecież to jest głupie, złe, przerażające i wszystko inne co przysparza nas o gęsią skórkę. Ale czuję tutaj ich obecność. Obecność mamy i taty.
Znalazłam się przed tym dobrze znanym dla mnie miejscem. Zmówiłam krótką modlitwę i wymieniłam kwiaty. Usiadłam na ławce i znów wpatrywałam się w zdjęcie ojca. Szkoda, że nie mam żadnych zdjęć mamy. Bardzo chciałabym ją zobaczyć chociaż na zdjęciach. Te moje sny to była pewnie tylko moja wyobraźnia, ale nawet w wyobraźni byłam do niej podobna, a ona sama była piękna.
- Wiedziałem, że tu będziesz.- Po moim ciele przeszło pełno dreszczy. Rozpoznałam osobę która stała za mną po głosie. Za blisko, zdecydowanie za blisko. Nie odwracając się odpowiedziałam:
- Masz zakaz zbliżania się do mnie.- Nadal czułam emitujące ciepło z ciała chłopaka. W mojej głowie odchodził i wszystko było dobrze, ale nie ten frajer oczywiście musi tu być.
- Wiem, ale chciałem tylko z tobą porozmawiać. Mogę cię odprowadzić?- Spojrzałam na niego. Wyglądał na szczerego ale chyba nie powinnam była mu się poddać.
- A jaką mam pewność, że znów mnie nie zgwałcisz w krzakach?- Wstałam i stanęłam na przeciwko niego. Skrzywił się na moje słowa z odrazą.
- Proszę, nie dotknę cię.- Dlaczego ja nie umiem odmawiać? Pokiwałam głową i razem wyszliśmy z cmentarza. Rozmawialiśmy o wszystkim tylko nie i tym co się stało wtedy.
- Robert mogę zadać ci pytanie?- Spojrzałam na niego. Cały czas zachowywał odpowiedni dystans. Nie robił żadnych gwałtownych ruchów w moją stronę. Nie odpowiedział mi tylko pokiwał głową na znak zgody.- Dlaczego to zrobiłeś?- Musiałam w końcu poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Przecież musiał mieć jakiś powód, musiał z jakiegoś pierdolonego powodu tego chcieć.
- Sam nie wiem Alex. Na prawdę, ale teraz tego bardzo żałuję. Wiem, że głupie przepraszam nie wystarczy i wiem też, że nie da się tego zapomnieć.
- Masz rację ale chyba możemy o tym spróbować zapomnieć. Tylko, że musisz o czymś wiedzieć. Bo w Londynie dowiedziałam się, że.... Że bylibyśmy rodzicami.- Zatrzymał się i jego oczy powiększyły się do rozmiaru 5 złotówek.
- Ale jak to bylibyśmy?- Jego głos załamał się w połowie zdania. Tym razem to ja spuściłam wzrok na dół i kontynuowałam swoją wędrówkę. Po chwili i Robert dotrzymał mi kroku. Postanowiłam odpowiedzieć na jego pytanie.
- Takie jedne dziewczyny mnie pobiły i dlatego straciłam dziecko.
- Ja nie mam zielonego pojęcia co mam powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić.- Reszta drogi minęła nam normalnie. Robert nadal utrzymywał odpowiedni dystans między nami. Nie starał się do mnie przybliżać ani nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Pożegnaliśmy się przed zakrętem, tak aby żaden z chłopaków go nie zobaczył. Nie chcę aby oni mu coś zrobili. Chyba powinnam była czuć strach, odrazę złość do niego ale tak nie jest. Wydawało się jakby mówił szczerze, jakby żałował tego co zrobił. Do domu weszłam wesoła więc zaraz wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli. Poszłam do swojego pokoju i wyszłam na balkon. Ostatni raz mogę sobie z niego popatrzeć. Na pewno jeszcze tu przyjadę ale nie wiem kiedy więc wolę się na patrzeć. Usiadłam na leżaku i wpatrzyłam się w dal. Z dzisiejszym powrotem wiążę się dużo rzeczy którym będę musiała stawić czoła. Szkoła do której muszę w końcu zacząć chodzić, Kim i jej świta plastusi, Freddie i Zayn. Teraz gdy znam całą prawdę o Zayn'ie muszę coś z tym zrobić. Muszę z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Przecież nie możemy się unikać czy coś. Musimy żyć jak wcześniej. A z Freddiem to sama nie wiem co mam zrobić. Na pewno mu nie wybaczę, zranił mnie za mocno. Kocham go, bardzo ale to nie jest na moje siły. Jeżeli kocha się kogoś tak mocno jak on to powiedział to nie zraniłoby się tej osoby nawet najmniejszym gestem. A on? On przeleciał inną. Czy to moja wina? Może trochę. Albo nie, sama nie wiem. Przecież kiedyś mi powiedział, że seks nie jest dla niego najważniejszy, że on poczeka ile będzie trzeba, że nie chce na mnie naciskać. A teraz co? Albo on mnie w ogóle nie kochał? A ta cała zdrada była dla niego dobrym rozwiązaniem żebym z nim zerwała? Chyba nigdy nie poznam odpowiedzi na te pytania, albo może kiedyś.. Kto wie. Ale jednego jestem pewna, na 100% do niego nie wrócę. Będę się ranić ale nie zrobię tego głupiego błędu. A co do Kim to sama nie wiem czy coś z tym zrobię. Bo co ja mogę? Przecież cobym nie zrobiła to będzie gorzej. Tak więc pozostaje mi tylko czekać co znów wymyśli ta kretynka.
- Ooo, w końcu.- Alan usiadł na drugim leżaku z Zuzią. Ta mała dziewczynka jest taka śliczna, ale od pierwszego dnia tutaj więcej jej nie trzymałam. Nie wiem czemu. Pomagałam Sam przy opiece dla Zuzi ale nie trzymałam jej na rękach. Malutka wyciągnęła w moją stronę małe rączki. Odważyłam się i przejęłam ją od Alana. Posadziłam ją sobie na kolanach i uśmiechałam się do niej. Alan się gdzieś zmył bo Sam go wołała, więc zostałam sama z dziewczynką. Zuzia zaciekawiona moim kapelusikiem próbowała go zdjąć ale nie dosięgała więc jej w tym pomogłam. Wydawał się taki duży w jej małych rączkach. Zaczęła nim wymachiwać na wszystkie strony, aż wypadł jej z rączek. Mina jaką zrobiła przebiła wszystko. Na jej małej buźce malowało się zdziwienie, a jej małe niebieskie oczęta były szeroko otwarte. Wyglądała tak jakby pierwszy raz coś jej spadło. Zaśmiała się i podałam dziewczynce kapelusz. Ta zaś zaczęła coś gaworzyć i znów wymachiwać kapeluszem.
- Masz podejście do dzieci.- Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Zayn'a który opierał się o framugę drzwi balkonowych i uśmiechał się serdecznie. Uśmiechnęłam się do niego leciutko i znów przeniosłam wzrok na radosną Zuzię. Uśmiech takiej małej bezbronnej istotki napawa cię jakimś szczególnym uczuciem. Nie wiem jakim ale to jest świetne. Zayn zajął miejsce które wcześniej zajmował Alan. Spojrzałam na niego przelotnie i znów zapatrzyłam się w Zuzię która wyczyniała coś z moim nakryciem głowy.
- Raczej nie.- Odpowiedziałam na jego pytanie. Ten spojrzał na mnie i pokręcił głową z uśmiechem. Uwielbiam jak się tak uśmiecha. Leciutko i zalotnie.
- Raczej tak. Znam się na tym. Moja ciocia która mieszka w Londynie ma trójkę dzieci i w tym właśnie takiego małego bobasa.- Chłopak przeniósł się ze swojego leżaka koło mnie. Zuzia przyglądał mu się z zaciekawieniem jakby oceniała czy ma coś co może jej się spodobać. W końcu wyciągnęła swoje małe rączki w jego stronę. Oddałam mu małą, a ten posadził ją sobie na kolanach przodem do siebie. Zuzia chwyciła jego naszyjnik który ukrywał pod bluzką. Zaczęła się nim bawić, raz go ciągnęła, a później puszczał.
- Jej moja kuzynka woli obcego chłopaka niż mnie.- Zyan spojrzał na mnie z uśmiechem
- Wiesz zawsze przyciągałem laski więc co się dziwisz.- Wzruszył ramionami ubierając mój kapelusik. Wyglądał w nim bosko. I jeszcze ten jego uśmiech dodawał mu tajemniczości.
- Och, ciekawe nigdy o tym nie słyszałam.
- Nie? Podam ci przykład. Patrz siedzę tutaj z dwiema super laskami, czy to nie potwierdza mojej tezy?
- Nie.- Mała zaśmiała się jakby zrozumiała znaczenie słów.- Widzisz wyśmiała cię.
- Nie to był śmiech który potwierdza moje słowa prawda Zu?- Ta siedziała cicho wpatrując się raz we mnie, a raz w niego. Przekomicznie to wyglądało.
- Oj, coś mi się wydaję, że raczej to ja miałam rację.- Poklepałam go po ramieniu i spojrzałam na godzinę w telefonie. Zrobiłam szerokie oczy widząc która to już jest.- Zayn musimy się zbierać.- Chłopak oddał mi małą, a sam zabrał moją walizkę na dół. Odstawił ją w holu i razem udaliśmy się do salonu gdzie siedziała reszta. Stanęliśmy razem w wejściu. Zuzia nie spuszczała z nas wzroku, więc ja też zaczęłam na nią zerkać. W końcu wyciągnęła rączkę po kapelusz który miał na głowie Zayn. Chłopak oddał jej go ze smutną minką, na co lekko się zaśmiałam. Zuzia zaczęła znów nim wymachiwać, tak, że oberwał Zayn w nos. Zaczęłam się śmiać jak głupia. Zuzia nie miała zielonego pojęcia co się dzieje ale i tak się śmiała. W końcu się opanowałyśmy i zorientowałam się, że wszyscy na nas patrzą. Wymieniłam z Zayn'em zdziwione spojrzenia.
- No co?- Zapytałam ich, nie mogąc wytrzymać tego dłuższego gapienia się na mnie.
- Powinniście zrobić sobie takie małe dzidzi. Ładnie wam razem.- Harry oparł się o Lou. Parsknęłam śmiechem
- Tak jasne Harry i co jeszcze?- Spojrzałam na niego w wyczekiwaniu.
- Nic, tylko jeżeli się za to weźmiecie to u ciebie w pokoju bo ja mam pokój obok Zayn'a i nie chcę was słuchać.
- Harry!- Liam chyba nie chciał słuchać o fantazjach erotycznych loczka. Ja jakoś też nie miałam na to szczególnej ochoty.
Niestety musieliśmy już wyjeżdżać więc rozstania nadszedł czas. Sam się popłakała tak samo jak ja. Zuzia nie chciała mnie puścić więc też się trochę namęczyliśmy z odklejaniem jej ode mnie. Został mi tylko Alan. Podeszłam do niego i od razu się do siebie przytuliliśmy. Będę za nim tęsknić. Strasznie.
- I na co ja teraz będę patrzył?- Jego głos był smutny i na skraju załamania się.
- No wiesz masz jeszcze Han.- Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
- Mam nadzieję, że mnie odwiedzisz niedługo. Razem z rodzinką.
- Jasne.- Ostatni raz mnie przytulił i podszedł do chłopaków. Odwróciłam się i po drugiej stronie zobaczyłam Roberta z rękami w kieszeniach. Postanowiłam do niego podejść. Mam tylko nadzieję, że chłopaki się na niego nie rzucą bo to by się źle skończyło. Przebiegłam na drugą stronę i stanęłam z uśmiechem na przeciwko niego.
- Ja, chciałem cię przeprosić nim wyjedziesz. Za to wszystko co ci zrobiłem. Nie chciałem tego i teraz bardzo tego żałuję.- Spuścił wzrok na swoje buty. Zawsze tak robił gdy się czegoś wstydził.
- Ja, nie mogę ci powiedzieć, że zapomnę bo to raczej nie możliwe ale, mam nadzieję, że kiedyś będziemy przyjaciółmi.- Przytuliłam go lekko do siebie powstrzymując chęć ucieczki. Robert był wyraźnie zdziwiony ale pozytywnie. Odwzajemnił uścisk i gdy tylko stałam już oddalona od niego postanowiłam iść do samochodu. Stanęłam przy Li i pomachałam ostatni raz do chłopaka. Odmachał mi i oddalił się. Bez słowa wsiadłam do taksówki i czekałam na resztę. Po chwili ruszyliśmy na lotnisko. Byłam w pełni świadoma tego, że gdy tylko wsiądziemy do samolot chłopaki zaczną mnie opieprzać o to co przed chwilą zrobiłam. Dobrze, że dziewczyny z Daylan'em i Matem są już w Londynie. Polecieli razem z Freddiem, więc chociaż będę miała o trzy przemówienia mniej.

Zayn

Co ta dziewczyna ma w sobie, że nie mogę wymazać jej z pamięci? Nikt nie działał na mnie tak jak ona to robi. Jeszcze jej piękny uśmiech, czerwone włosy i te piękne niebieskie oczy. A jak się uśmiecha? Boże wtedy zapominam o całym świecie. Czuję się jakby tylko ona istniała i nikt inny. Ale wiem, że muszę zwalczyć to...uczucie. Przecież ona mnie nie kocha, kocha jego. Zranił ją bardzo, ale ona nadal go kocha. Nie pokazuję jak bardzo cierpi bo dla niej pokazanie słabości jest równe z przegraną. Mimo wszystko stara się być silna, stara się pokazać światu, że nie jest tak łatwo ją złamać, że jest silna i ma w dupie opnie innych.  Czy mogę powiedzieć śmiało, że ją kocham? Chyba tak... Bez niej czuję się jak ryba bez wody, jak człowiek bez powietrza. A to, że ona mnie pokocha jest równe temu, że na pustyni spadnie śnieg, czyli nie możliwe. Czy się z tym pogodziłem? Nie, raczej nie. I na pewno się nie pogodzę. Ale to jak dzisiaj się uśmiechała do małej, jak uśmiechała się do mnie... Cóż teraz jest wolna i teraz mam szansę aby o nią zawalczyć. Muszę spróbować. Przecież mam jakieś szansę. Nawet mam już plan tylko muszę pogadać o tym z Li. Muszę wiedzieć co on o tym sądzi, przecież zna ją najlepiej. Powie mi czy mój plan jest dobry, a jeżeli nie. To... To pomoże mi wymyślić coś innego aby zdobyć serce Alex.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
WRESZCIE!