środa, 14 listopada 2012

Rozdział 20 'Tak, wiem. Kiedyś go przerobię na ciepłe kapciuszki'

W samolocie nikt nie zwrócił mi uwagi na moje głupie zachowanie. No i dobrze, ale i tak wiedziałam, że mi się za to oberwie i to dosyć mocno. Teraz to jest taka cisz przed burzą, ale bo nie inaczej cisza przed huraganem. Lecieliśmy ich prywatnym samolotem aby uniknąć jakiś niechcianych spotkań z napalonymi fankami. Spojrzałam na siedzącego obok mnie oburzonego Liam'a. Nie odezwał się do mnie ani słowem, ale ja i tak próbowałam z nim zagadać. Ale co tam nie tylko on jest taki w stosunku do mnie. Reszta chłopaków też się tak zachowuję. Świetnie co nie? Normalnie atmosfera taka jak na wojnie.
- Dobra, dość!- Spojrzeli na mnie, a ja wstałam z miejsca. Miałam dość ich głupiego i dziecięcego zachowania.- Powiedzcie co macie do powiedzenia i skończcie zachowywać się jak dzieci.- Nadal tylko się patrzyli, nic nie powiedzieli, a mnie to wszystko co raz bardziej irytowało.
- A co ci mamy powiedzieć? Dobrze wiesz, że zachowałaś się nieodpowiedzialnie. A co gdyby nas nie było i on by ci coś zrobił? Pomyślałaś o tym? Alex dlaczego jesteś taka nieodpowiedzialna?- Liam stanął obok mnie, a jego słowa dość mnie mocno uderzyły.
- Tylko, że ja z nim byłam sama.- Spojrzałam na niego przelotnie, a jego twarz wyrażała zdziwienie i tak jakby trochę rozczarowanie.
- Żartujesz sobie prawda?- Tym razem głos zabrał Zayn. Ten to dopiero wyglądał. Jakby mu ktoś zdzielił z patelni.
- A wyglądam? Jak byłam na cmentarzu to chciał ze mną porozmawiać. Zgodziłam się. I jakoś nic mi nie jest. A tak w ogóle to dziękuję za trochę zaufania.- Zajęłam swoje poprzednie miejsce i zatkałam sobie uszy słuchawkami, po czym włączyłam sobie pierwszą lepszą piosenkę, a głośność podkręciłam na maksa. Niech wiedzą, że jestem na nich zła, a wprost wściekła. Tak na marginesie to mogliby mi zaufać. Ok, rozumiem, że się martwią i w ogóle ale no dajcie spokój. Przecież nic mi nie jest jestem cała i zdrowa to o co cała ta afera?

###

Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do salonu. Nikogo nie było. No tak Li rano oznajmił, że idzie do Dan, a chłopaki mieli odebrać kota Harry'ego i jechać na kręgle. Wczorajszy cały dzień przespałam co trochę ułatwiło mi wstanie dzisiaj rano do szkoły, ale i tak nie było łatwo. Rzuciłam torbę na kanapę, a za nią siebie. Byłam dziwnie zmęczona sama nie wiem czym. A może wiem? Cóż dwie kartkówki z matematyki które musiałam napisać, jedna z chemii nie zapowiedziana, odpowiedź z historii, sprawdzian z angielskiego. Pfff, pikuś. Jeszcze ta zasrana fizyka. Boże, co to ma być? A najlepsze jest to, że Meg i Jess złapały jakąś grypę i mają zwolnienia do końca tygodnia. Więc nie ma bata muszę się nauczyć na ten głupi sprawdzian. 
- Najpierw obiadek.- Powiedziałam sama do siebie i zwlekłam swoje zwłoki z kanapy, po czym udałam się do kuchni. Okazało się, że chłopaki zostawili mi zapiekankę. O jak miło. Nie odzywamy się do siebie prawie wcale, od rozmowy w samolocie. Ja nie będę ich przepraszać bo nie mam za co, a oni chyba uważają, że nie zrobili nic złego. I tu właśnie się cholera grubo mylą. Spojrzałam na zapiekankę, i jakoś nie miałam ochoty jej jeść. Nigdy nie wiadomo co oni tam dodali. Wyciągnęłam sobie płatki miodowe, nutelle, cukier i dżem. Wszystko razem z płatkami wrzuciłam do rondelka i dolałam trochę gęstej śmietany. Uwielbiam to jeść. Razem z tatą zrobiliśmy sobie kiedyś taki miks, bo nam się nudziło. I tak jakoś to jem, chociaż później jak on to stwierdził: ' Pójdzie ci w biedra. ' Tak, nadal pamiętam wszystko co mi mówił aby mi dokuczyć. W domu dało się wyczuć zapach unoszących się składników. W końcu wyłączyłam kuchenkę i z moim przysmaczkiem udałam się do salonu. Usiadłam na kanapie i nawet telewizora nie włączyłam. Jakoś nie odczułam takiej potrzeby. Jakoś mój humor popsuł się jeszcze bardziej. W głowie zaczęły pojawić się wspomnienia z Freddiem. Dlaczego? Bo go kurwa kocham, albo kochałam? Jakoś dzisiaj w szkole nie było aż tak krępująco jak powinno być. Nawet mu cześć powiedziałam. A to dużo prawda? Ale była jedna sytuacja która mnie zabolała. To jak beztrosko flirtował sobie z Kim. To mnie zabolało i to dość mocno. Nie chciałam tego nikomu pokazać więc schowałam się do łazienki. Akurat dziewczęca jest w remoncie więc musimy korzystać razem z chłopakami. Na szczęście nikogo nie było więc pozwoliłam spłynąć kilku łzą po moich policzkach. No ale było zbyt pięknie więc ktoś musiał się napatoczyć. Tym kimś był Nick. Starszy brat Jess. Lubiłam go, ale nie chciałam aby zobaczył, że płaczę. Tylko, że zobaczył. Nic nie powiedział tylko mnie mocno przytulił pozwalając się wypłakać. I takim oto sposobem: po pierwsze nie poszłam na biologię, po drugie ktoś wymyślił plotkę, że się tam jebaliśmy ładnie to ujmując. A więc nie dość, że cała szkoła wymyśla jakieś dziwne teorię na temat dlaczego ja i Freddie już nie tworzymy szczęśliwej parki to jeszcze gadają, że jebie się w łazienkach z bratem mojej przyjaciółki. Teraz to się zacznie. Pewnie jutro usłyszę, że go zdradziłam i takie tam. Odłożyłam prawie niezjedzone to coś co miałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu gdzie się znajdowałam. Nudziło mi się jak cholera, a jakoś do nauki nie ciągnęło. Wyciągnęłam telefon i postanowiłam skontaktować się ze światem zewnętrznym.
Do Jess:
Hej, mogę wpaść? Umieram z nudów.
Od Jess:
Jasne:D Czekam, tylko weź żelki bo mi się skończyły ;(
Uśmiechnęłam się i udałam do kuchni w poszukiwaniu żelusi. Znalazłam! Zabrałam klucze i wyszłam z domu. Jakoś dziwnie było chodzić po Londynie w październiku bez bluzy. Dzisiaj było dość ciepło co mnie nieźle rano zaskoczyło, ale oczywiście pozytywnie żeby nie było. Szłam sobie uśmiechnięta i zadowolona z chwili, nie z życia to za dużo jak na mnie, aż nagle widzę... Freddiego z tą ździrą. On mnie nie zauważył ale ona tak i to wykorzystała. Pocałowała go i to nie tak byle jak. Wpiła się w niego jakby go udusić własnym językiem chciała. Chłopak był wyraźnie zaskoczony ale odwzajemnił to...coś. Dopiero gdy miałam przechodzić obok nich, oni się od siebie odessali. Wtedy mnie zauważył, a jego mina zdradzała wszystko. W jego oczach zobaczyłam pełno smutku i żalu. Ominęłam ich bez pokazywania żadnych uczuć. Nie chciałam dać tej plastikowej lalce z zamurowaną gębą satysfakcji. O nie, na pewno nie to. Niech sobie go całuję, ja już go sobie odpuściłam. Chyba, ale mogę przecież spróbować, prawda?
Zadzwoniłam do drzwi i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam w nich Nicka. Wpuścił mnie z wielkim bananem na twarzy.
- Witaj, słyszałaś już?- Szliśmy razem do salonu. Wiedziałam o co się pyta.
- No pewnie. A po za tym co miałam słyszeć? Przecież ja sama tego doznałam.- Zaśmialiśmy się i weszliśmy do salonu gdzie siedział Dylan z bardzo chorą Jess. Rzuciłam jej żelki, a to się uradowała jak małe dziecko.
- Oj, biedactwo. Ale ty jesteś strasznie chora.- Zrobiłam smutną minkę.- Mam nadzieję, że poczułaś ten sarkazm.- Usiadłam na fotelu i uśmiechnęłam do niej. Dylan przybił mi piątkę, a Nic zrzucił kota z innego fotela.
- Ej! Uważaj on jest delikatny.- Jess patrzyła za kotem aż gdzieś zniknął.
- Tak, wiem. Kiedyś go przerobię na ciepłe kapciuszki.- Uśmiechnął się do niej ironicznie. Zaśmiałam się, a oni spojrzeli na mnie jakby mnie z wariatkowa wypuścili.
- Możesz spiknąć się z Lou. On też jak widzi kota Harry'ego to ma plany jak się go pozbyć.- Chyba chciał coś powiedzieć ale zadzwonił mój telefon. Nie patrząc kto próbuję nawiązać kontakt z moją jakże zacną osobą nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Masz być za 10 minut w domu.- Po tym zdaniu usłyszałam pikanie które miało mnie powiadomić o tym, że połączenie zostało przerwane. To nic, i tak wiedziałam kot dzwonił.
- Sorry, Jess ale muszę spadać. Li jest zły i kazał mi wracać do domu. Wracaj szybko do szkoły bo mam dość Nicka i Dylana, a to dopiero jeden dzień. Pozdrów Meg.- Pocałowałam ją w policzek.- Pa!- Pomachałam jej i wyszłam z jej domu. Byłam całkiem świadoma, że nie zdążę dojść w 10 minut ale i tak poszłam pieszo. Co mnie obchodzi, że na mnie czekają.
Gdy tylko otworzyłam drzwi dobiegły mnie krzyki. Ale nie chłopaków jak zawsze. Tym razem krzyczał Liam. Ooo, czyli nie pójdzie gładko. Westchnęłam i skierowałam się do salonu. Liam stał z jakąś dziewczyną. Po chwili rozpoznałam w niej Dan. Chłopaki siedzieli przestraszeni i patrzeli na Li z wielkim przerażeniem w oczach.
- Ooo, zjawiła się nasza księżniczka.- Liam klasnął w dłonie i zaśmiał się ironicznie. Już na wejściu wiedziałam, że nie pójdzie mi z nim łatwo, ale teraz to już byłam pewna, że bez krzyków się nie obędzie.
- Witaj królewiczu.- Pewnie źle zrobiłam tak do niego mówiąc ale nie mam zamiaru być jakaś miła tylko dla tego, że ma zły humor. Nie on jeden.
- Możesz mi powiedzieć gdzie ty się włóczyłaś? Dlaczego twoja wychowawczyni dzwoniła do mnie, że nie byłaś na biologi?
- Po pierwsze byłam u Jess, bo jest chora i chciałam ją odwiedzić. Po drugie pieprzyłam się z Nickiem w kiblu, dlatego nie byłam na biologi.- Nagle w salonie zapanowała zbiorowa cisza. Li miał oczy jak pięciozłotówki, ale każdy tak w tej chwili wyglądał.
- Co robiłaś?!
- Czekaj daj dokończyć. Tak twierdzi cała szkoła. Ale on mi pomagał się trochę uspokoić. I tyle.
- Chyba aż tyle. Czemu nie chcesz jechać na wycieczkę do Francji?- A, no tak jeszcze jedno. Dzisiaj nasza pani powiadomiła nas, że jedziemy do Francji. Niby spoko i w ogóle, ale jest jeden fakt który mi nie pozwala tam jechać.
- Bo mamy jechać z klasą do której chodzi Freddie. I tyle. A teraz pozwól, że pójdę do siebie.- Prawie go wyminęłam, że on chwycił mnie za rękę odwracając w swoją stronę.
- Co się z tobą dzieje? Alex którą znam nie przejmowałaby się tym, że jej były jedzie. Tamta Alex zrobiłaby wszystko żeby uprzykrzyć mu ten wyjazd.
- Właśnie Li tamta Alex. Ale wiesz co? Zmieniłam się. I jakoś nie specjalnie nie uśmiecha mi się oglądanie go z Kim jak wymieniają się zarazkami. A po za tym uwierz mi, że trudno jest patrzeć na osobę którą kochasz jak ją tracisz. Oglądałam to raz i nie mam zamiaru drugi.- Wyrwałam się i wbiegłam po schodach trzaskając za sobą drzwiami. Byłam zła, na wszystkich nawet nie wiem czemu. Chyba mogłam zareagować trochę mniej...wrednie? Ale no cholera wkurzył mnie. Nie chcę jechać to nie jadę koniec kropka. Wyszłam na balkon aby pooddychać świeżym powietrzem ale nie było mi to dane. Jakiś reporter stał na drodze i robił mi zdjęcia. Pokazałam mu życzliwe środkowy palec i weszłam z powrotem do pokoju. Ktoś przyniósł tu moją torbę więc wzięłam się za naukę na jutrzejszy sprawdzian. Powtórzyłam sobie zasady Newton, Jula i tych wszystkich innych. Nauczyłam się wszystkich wzorów i rozwiązałam kilka zadań. Nim się obejrzałam na zegarku wybiła 20. Nikt nie przeszkadzał mi od... 2,5 godzin? Jej, szacun dla nich za wytrwałość. Wzięłam do ręki zdjęcie na którym jestem razem z tatą. Kilka łez bezradności wypłynęły na światło dzienne. Niby to już miesiąc ale to krótko, jak dla mnie. Przecież to był mój ojciec, przyjaciel i najważniejsza osoba w moim życiu. Ale gdzieś w głębi siebie wiedziałam, że kiedyś się z nim spotkam i z mamą również. Będę z nimi szczęśliwa gdziekolwiek teraz są. Tylko muszę być cierpliwa i wytrwała. Odłożyłam ostrożnie zdjęcie na półkę i stwierdziłam, że jestem głodna. Bez wahania zeszłam na dół. W salonie siedziała święta piątka. Dan już nie było, a szkoda bo z nią mogłam chociaż pogadać. Ale pech, to pech. Gdy Louis mnie zauważył szturchnął Liam'a który popatrzył się na mnie. 
- Alex...
- Nie chce mi się gadać.- Przerwałam mu i poszłam do kuchni. Słyszałam, że ci kretyni coś między sobą szeptali ale to zignorowałam. Nie chciało mi się wysłuchiwać ich sztucznych przeprosin i tego, że żałują. Co mnie to obchodzi? Ja też wiele rzeczy żałuję. A po za tym to na Li jestem zła podwójnie. Po jaką cholerę on wpycha się w moje życie? Przecież miał tylko objąć na de mną opiekę, nie pchać się tam gdzie nie trzeba. Ok, jestem mu wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobił, a ja est tego dużo. Ale nie chce aby on wydawał mi jakieś rozkazy i mówił co mam robić. Przecież ja mu nie każę robić tego, czy tamtego. 
Odgrzałam sobie zapiekankę z obiadu i usiadłam przy blacie. Do kuchni wparował Lou i Harry wraz z kotem na rękach. Usiedli na przeciwko mnie i przypatrywali się. Na początku ich olałam, później trochę mnie to denerwowało, ale teraz wręcz irytuję.
- Czego debile chcecie?- Odłożyłam widelec i spojrzałam na ich uśmiechnięte mordy. Że ich szczęki nie bolą od tego uśmiechu. 
- Prawdy, kochana, prawdy.- Harry puścił kota i zrobił minę konspiracyjną. Louis wyciągnął latarkę i zaświecił mi w oczy. Zasłoniłam je ręką.
- Weź tą latarkę bo za raz znajdzie się tam gdzie nie powinna.- Posłuchał i zabrał latarkę z przerażoną minką.
- Dobra, gadaj.- Louis przybrał podobną minę co Harry i wyczekiwali na bóg wie co.
- Ale co mam gadać?- Włożyłam talerz do zmywarki i zajęłam swoje dawne miejsce. 
- No na prawdę pieprzyłaś się z Nickiem?- Harry'em oczka zajaśniały. Boże, co za nie wyżyty człowiek.
- Nie. Przecież powiedziałam wam, że miałam chwilową załamkę, a Nick mi pomógł.
- Kłamiesz!- Krzyknęli równocześnie i wymierzyli we mnie placami.
- Nie. Jeżeli chcecie to sobie do niego zadzwońcie i tyle.

- Dzwoniliśmy.- Louis rozparł się na krześle z dziwnym uśmieszkiem.
- I?- Dopytywałam się. 
- I? Powiedział, że tak. I, że jesteś niezła.- Harry uśmiechnął się i poruszał brwiami. Zaczęłam się śmiać jak opętana. No, tak mogłam się tego spodziewać. Ale serio co to ma być? Oj, Nick ale se nagrabiłeś.
- Uwierzyliście mu?- Pokiwali głowami na znak zgody.- Ale tak na serio? Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteście aż tak mało inteligentni.
- Ale to prawda. Wszyscy to słyszeliśmy. Serio.- Harry jakoś próbował się uratować, ale chyba już sam zaczynał wierzyć w moją PRAWDZIWĄ wersję.
- Oj, chłopcy, chłopcy. A jak wam powie, że Jess na was leci to też uwierzycie? Albo nie zły przykład.- Przypomniałam sobie co ostatnio mi mówiła. 
- A czemu zły?- Razem przysunęli się bliżej mnie i patrzyli jak idioci. 
Bo szczęście to pojęcie względne, a miłość zapomniane.
- Bo szkoda na was słów. Wiecie co? Macie szczęście, że jesteście ładni bo inteligencją to żaden z was nie grzeszy.- Pocałowałam ich w policzek i życzyłam dobrej nocy. W salonie tylko rzuciłam ciche dobranoc do reszty i udałam się do siebie. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i w samej koszulce i w mokrych włosach przystąpiłam do okupowania mojego laptopa. Sprawdziłam Twittera i Facebooka. Na ostatnim posiedziałam trochę dużej sprawdzając wszystkie notki. Jakoś mnie wzięło na dodanie jakiejś fotki. Przeszukałam swoją galerię aż coś znalazłam. Podpis wyrażał wszystko co czułam w tej chwili. Moje uczucia do Freddiego jakby, gasło? Nie wiem, ale jakoś tak nie czuję się jak każdego wieczoru gdy z nim byłam. Wtedy czułam potrzebę przytulenia się do niego, pocałowania, powiedzenia głupiego : Kocham cię. A teraz? Teraz myśląc o nim czuję tylko ból, i smutek. Czuję się trochę jak ktoś kto nie mógł mu dać tego czego oczekiwał. Tego czego pragnął ale bał się do tego przyznać. 
Włączyłam sobie jeszcze Twittera i tam też dodałam to same zdjęcie z tym samym podpisem. Ale coś mnie zaciekawiło. A dokładniej notka od Lou.
No weź, Alex się już na nas odbraź. My przepraszamy.... ;(
Uśmiechnęłam się, ale tego nie skomentowałam. Niech się pofatygują i sami przylezą. Było coś jeszcze ale od Zayn'a.
Świadomość, że osoba którą kochasz jest na wyciągnięcie ręki, ale ty nie możesz jej mieć bo ona kocha kogoś innego, zabija. Wypala od środka. 
Dodał to dopiero kilka minut temu ale jest już pełno komentarzy. Tak samo jak u Lou. Nie miałam ochoty tego czytać. Wyłączyłam laptopa i położyłam się wygodnie. Było wcześnie ale chciałam już zasnąć i uciec od problemów. Tylko, że to co napisał Zayn dało mi ważenie, że to było do mnie. On nie wie, że ja wiem, że on coś do mnie czuję. A może już mu przeszło? Może to do kogoś innego? Musiałabym zapytać któregoś z chłopaków, ale czy ja chce poznać odpowiedź.... Zbliżyłam się do Malika i to bardzo. Ciekawe czy aż nie za bardzo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz