wtorek, 11 września 2012

Rozdział 14 'Bo mam chłopaka i nie zawaham się go użyć.'

Śmialiśmy się, a reszta domowników patrzyła się na nas jak na... hmm wariatów. W końcu się uspokoiliśmy.
- Dobra. Ja chyba nie chcę wnikać. A ty Sam?- Patryk spojrzał na swoją żonę.
- Nie, nie chcę. Boję się co mogę usłyszeć. Alen pomożesz Alex z walizką?- Sam zwróciła się do swojego syna. Alan uśmiechnął się cwaniacko. 
- Pewnie pomogę. Alex idź pierwsza.- Podniósł moją walizkę. Wiedziałam o co mu chodzi. O nie. Nie dam sobie, a raczej jemu popatrzeć.
- Ha śnisz. Ty idziesz pierwszy. Nie popatrzysz sobie.- Wskazałam ręką na schody. Alan spuścił głowę na dół. Posłusznie wszedł po schodach. Weszłam do swojego pokoju. było tu inaczej niż jak byłam tu z chłopakami. Ściany były pomalowane na żółto w granatowe pasy. Firanka była biało fioletowa. Zasłony przy oknach długie do samej ziemi. Też fioletowe. Drzwi na balkon otwarte. Łóżko pościelone w żółtą pościel. Meble były puste ale wyglądało to ładnie. Pokój był dobrze wywietrzony. Wydawał się większy. Było tu pięknie. Odwróciłam się do drzwi. Stali w nich Sam i Patryk. Alan leżał na moim łóżku. 
- Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Pomyśleliśmy, że ci się tu spodoba.- Sam była dziwnie zdenerwowana. 
- Jest pięknie. Naprawdę. Jest tak wesoło i w ogóle. Dziękuję.- Przytuliłam się do niej i do Patryka. Był zdziwiony ale po chwili również mnie uściskał. 
- Ej, mamo mogę iść na to ognisko nie?- Alana podciągnął się na łokciach. Patrzył na swoją matkę z nadzieję w oczach.
- Alan nie możesz sobie odpuścić? Alex dopiero do nas przyjechała...
- Nie, nie może iść. Przecież nie będzie siedział w domu tylko dla tego, że ja przyjechałam.- Przerwałam jej.- I przestań się gapić.- Tym razem odwróciłam się do Alana. Wiedziałam, że gapi mi się na tyłek. A tak po za tym, to nie chciałam aby on nie poszedł na te całe ognisko tylko dlatego, że ja przyjechałam. Przecież to nic takiego.
- To przecież Alex może iść ze mną. Na pewno z chęcią by znów poszła nad jezioro. Prawda?- Och, nasze jezioro. Było oni koło polanki. No dokładnie za lasem. Ale jeżeli przejdzie się kawałek przez las to wejdzie się na polankę. Z chęcią bym poszła.
- Nie, nie chcę się narzucać...- Alan zeskoczył z łóżka stanął obok mnie.
- Słuchaj. Po pierwsze się nie narzucasz. Po drugie jak się zgubimy to nas zaprowadzisz do domu. A po trzecie wychodzimy o 18. Będę czekał na dole.- Wyszedł z pokoju, wyraźnie zadowolony. 

- Czyli wieczór mamy dla siebie.- Patryk objął ramieniem  Sam. Zamknęli drzwi. Postanowiła się rozpakować. Nie chciałam się kisić przez tydzień w walizce. Wzięłam swoje kosmetyki i weszłam do łazienki obok pokoju. Nawet mi ją posprzątali! Odłożyłam swoje kosmetyki na półkę. Wróciłam do pokoju i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Około 16:30 miałam wszystko poukładane. Dostałam sms. A raczej mms. Od Harry'ego. 
' Mój kiciuś :D Nazywa się Gaspar (Gaspi). Ślicznie co nie? Wejdź na skype'a.'
No nie powiem kiciuś śliczny. I to bardzo. Imię mógł tylko Harry wymyślić. Skrzywdził tego cudaśnego kotka. Włączyłam swojego laptopa, poczekałam chwilę aby wszystko się dobrze włączyło. Weszłam na skype'a. Od razu zadzwonił do mnie Niall. 
- No hej, dzieciaki.- Dopiero po ich minach zorientowałam się, że mówię po polsku. Poprawiałam się.
- No hej, hej. Widzimy, że humorek dopisuje.- Wszyscy siedzieli na łóżku w pokoju... nie mam pojęcia kogo. 
- Tak. Jak na razie wszystko jest świetnie. Mąż Sam jest świetny. Jej syn też jest miły. Ma 17 lat. Dzisiaj miał iść na ognisko nad takie fajne jezioro. Ciocia powiedziała mu, żeby został i w ogóle. Oczywiście musiałam być dobroduszna i mówiłam, że to bez sensu niech idzie. I w ogóle. W końcu stanęło na tym, że idę z nim.- Skróciłam im wszystko co się wydarzyło od mojego pobytu tutaj. No prawie wszytko. Ale sytuację na dworze mogę pominąć.
- No widzicie? Wyjeżdża i od razu idzie na imprezy. Z nami to nigdzie nie wychodzi. Na pewno się tam schleje. Ja wam to mówię.- Harry założył ręce na piersi. Wyglądał komicznie. No tak jak on coś palnie to kiedy nie wiesz czy masz się śmiać czy płakać z powodu poziomu jego głupoty. Drzwi do mojego pokoju się otwarły. W nich zobaczyłam uśmiechniętego Alana z jakąś dziewczynką na rękach. 
- Oj, przepraszam. Nie wiedziałem, że rozmawiasz. Przyjdziemy później.- Już miał zamykać drzwi od pokoju.
- Nie czekaj. Chodź tu. poznasz mojego kuzyna i naszych przyjaciół. Tylko mam nadzieję, że znasz angielski.- Alan usiadł obok mnie na podłodze. Dziewczynka na jego rękach wtuliła głowę w jego bluzę.
- Ja mam nie znać? Co ty masz mnie za osła?- To już powiedział po angielsku.
- Nie chcesz wiedzieć.- Teraz spojrzałam na ekran.- Chłopaki to jest mój kuzyn Paweł.Paweł poznaj Liam'a, Harry'ego, Louis'a, Niall'a i Zayn'a.-  Każdy z nich pomachała do niego.
- Dzidziuś!- Zayn chwycił laptopa. Zaśmiałam się. Nie wiedziałam, że lubi dzieci.- Jak ma na imię?- Wujek Zayn.
- Zuzia. Ma 6 miesięcy.- Alan posadził Zuzię przodem do kamerki. Ta zaciekawiona wyciągnęła małą rączkę w stronę laptopa. Machała nią do chłopaków. Zayn jej odmachał. Widać było, że mała zrobiła na nim wielkie wrażenie. Większe niż ja! Foch! Zuzia spojrzała na mnie. Myślałam, że się rozpłacze ale ona tylko wyciągnęła w moją stronę rączki. Alan podał mi ją. Nie wiedziałam jak mama ją trzymać. Bałam się, że coś jej zrobię. Alan i chłopaki się zaśmiali. Alan posadził mi ją na kolanach. Siedział przodem do laptopa. 
- Ej, ja ją zepsuję.- Zaczęłam panikować. Może to głupie ale na początku tak myślałam. Ale tylko na początku. Gdy Zuzia chwyciła mnie za rękę swoimi małymi paluszkami wszystkie obawy zniknęły. Nie sądziłam, że tak mała istotka może dawać tylko szczęścia i radości. Teraz uświadomiłam sobie co straciłam. Mogłam mieć takie małe dzieciątko. Mogłam je trzymać na rękach. Mogłam patrzeć jak dorasta. Teraz dopiero poczułam ten ból. Poczułam jak ta zasrana pustka się powiększa. Jak zżera mnie od środka. To wszystko wian Kim. Mam nadzieję, że za to zapłaci. Jeszcze ich nie złapali. Ale się jej nie boję. Ona zabiła moje dziecko. Co prawda to dziecko było wynikiem gwałtu, ale kochałabym je tak samo jak każde inne. Przecież to nie jego wina. Dziecko nie jest niczemu winne. Chłopaki chyba zrozumieli co się ze mną dzieje. Alan nic nie wiedział. To nie była jego wina. Oddałam mu Zuzię i szybko uciekłam do łazienki. Mam nadzieję, że nikt nie widział moich łez. Chociaż i tak się zorientowali, że płaczę. Nie trudno to zgadnąć. Usiadłam na podłodze i podkuliłam kolana. Czułam się słaba. Czułam się jakbym nigdy nie miała być szczęśliwa. Przestań! Co ty gadasz? Przecież masz przyjaciół, rodzinę i chłopaka! Masz dla kogo żyć. Nie mogę pozwolić aby znów dopadła mnie depresja. Nie wiem czy dałabym radę drugi raz z niej wyjść. Za pierwszym razem było trudno, a za drugim to bym chyba się poddała. Popłakałam jeszcze chwilę, uspokoiłam się i umyłam twarz. Pokój był pusty, a laptop wyłączony i odłożony na burko. Dochodziła 17:30. Za 30 minut wychodzimy. muszę się przyszykować. 

Wybrałam rzeczy, gdzie w skład wchodziła śliczna koszula Harry'ego. Wybłagałam aby mi ją oddał. Wzięłam błogosławiony prysznic i szybciutko wysuszyłam włosy. Pomalowałam oczy, ubrałam się, przewiązałam koszulę w talii oraz wypsikałam się swoimi ulubionymi perfumami. Zabrałam telefon z łóżka i wyszłam z pokoju. W kuchni czekał na mnie Alan ubrany w czarne rurki, niebieską koszulkę z ciasteczkowym potworem i z czerwonymi conversami. 
- Idziemy?- Zabrałam mu ciasteczko. Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w kierunku drzwi. Jak się okazało nad jezioro miał zawieźć Patryk. W drodze dużo rozmawialiśmy. Po godzinie jazdy zatrzymaliśmy się przed lasem. No tak musimy przejść kawałek lasu, aby dojść do jeziora. No przynajmniej z tej strony. Wysiedliśmy z auta. Nikogo nie znałam ze zgromadzonych. Alan objął mnie ramieniem i zaprowadził do swoich przyjaciół.
- Ooo, Al widzimy, że już zapoznałeś się z nową koleżanką.- Teraz rozpoznałam dwóch palantów z murku. 
- Tak, a ja widzę, że musisz iść do okulisty. Gdybyś ośle nie zauważył to wchodziłam do jego domu. A następnym razem możesz się zapytać mnie cwelu, a nie jego. I tak jest za bardzo zapatrzony na mój tyłek. A ty bierz tą łapę bo ci ją połamię.- Skończyłam swój monolog strząsając rękę Alana.
- Właśnie. To jest Alex moja kuzynka.- Alan nałożył nacisk na słowo kuzynka.- A no i masz ładny tyłek to czemu mam nie patrzeć?- Spojrzała na mnie. Jego oczy były podobne do oczu Freddiego. Zatęskniłam za nim. Poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon i zobaczyłam na ekranie zdjęcie uśmiechniętego Freddiego.
- Bo mam chłopaka i nie zawaham się go użyć.- Pomachałam mu telefonem przed oczami. Reszta się zaśmiała, a ja odeszłam kawałek aby mieć trochę prywatności. Odebrałam telefon.
- Hej, kotek. I jak?- Boże jak fajnie usłyszeć jego głos.
- Aaa, jest dobrze. Wszyscy są mili i w ogóle. A u ciebie jak?
- Smutno.
- Dlaczego?
- Bo nie ma cię obok.
- Oj, kotek. To tylko tydzień damy radę. A co robisz?
- Myślę.
- O czym.?
- O tobie.- Zaśmiałam się.
- To uważaj bo ci się procesor przegrzeje.
- HA, bardzo śmieszne. A ty co robisz?
- Jestem przed imprezą z moim kuzynem i jego przyjaciółmi. 
- Ooo, już balangi. Schlejesz się.
- Brzmisz jak Harry.- W tle usłyszałam śmiech dziewczyny. - A kto jest z tobą?
- Nikt.- Szybko odpowiedział. Czyli coś ukrywa.
- Przecież słyszałam. Nie kłam.- Robiłam się zła i zazdrosna.
- Oj, no koleżanka. A ty co jesteś w gronie samych dziewczyn? Bo raczej mi się nie wydaje. Nawet się nie czepiam, że mieszkasz z piątką chłopaków. W tym jeden z nich się w tobie zakochał.
- Co ty wygadujesz?!- Krzyknęłam i poczułam wzrok wszystkich na sobie.
- Błagam cię. Przecież dobrze wiesz, że Zayn cię kocha. Co udajesz głupią? 
- Po pierwsze nie wiedziałam nic o Zayn'ie. Po drugie to ciebie kocham i nic mnie inni chłopacy nie obchodzą. Więc może przestań w końcu odwalać sceny zazdrości i zastanów się co mówisz. A tak po za tym to wiesz co? Byłam w ciąży z Robertem! Ale gdy twoja wspaniała Kim mnie pobiła to poroniłam. Dziękuję za uwagę i dobranoc.!- Wszystkie słowa wykrzyczałam. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Szybko ją otarłam. Pewnie połowa ze zgromadzonych wszystko zrozumiałam. Świetnie. Znów dzwoniła Freddie. Zignorowałam go. podeszłam do reszty.
- Idziemy? Muszę się napić.- Do grupki doszło jeszcze dwóch chłopaków i 4 dziewczyny. Trzy z nich były wystrojone. Miały ubrane sukienki, szpilki ogromny makijaż. Ale jedna dziewczyna miała na sobie normalne dżinsy, koszulkę i trampki.
- Dobra to prowadź. Ty wiesz najlepiej gdzie trzeba iść.- Alan wskazał na mnie ręką. No pewnie miał rację.
- Dobra. Wy macie zamiar iść w tych butach?
- tak.- odpowiedziały dumnie chórkiem.
- Ooo, to będzie lepsze niż kabaret i surwiwal w jednym- Chłopaki i ta jedna normalna dziewczyna zaśmiali się. Weszłam wgłąb lasu i szłam. Dobrze pamiętałam tą drogę. Po 10 minutach byliśmy koło jeziora. Chłopaki wzięli się za rozpalanie ogniska. Co chwilę ktoś do mnie dzwonił. Najpierw Freddie z jakieś 5 razy, później Liam, Louis, Harry, Zayn. Przy Niallu nie wytrzymałam i odebrałam. 
- Żyję.- Tylko tyle. Wyłączyłam telefon. Nie chciałam aby ktoś popsuł mi bardziej wieczór. Mam zamiar się zabawić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz